Jest godzina 18:00. Czekam już ponad trzy godziny po drugiej stronie rzeki… obok mojego samochodu pośpiesznie i byle jak stoi zaparkowany inny samochód … przewozi sędziego … kilka kroków dalej traktor sułtana …
Po 5 minutach względnej ciszy i spokoju, kiedy tylko pojawiłem się na brzegu, zjawiła się chmara dzieci nie wiadomo skąd … ktoś nabrał brudnej wody z rzeki żeby się napić, a to jakieś dziecko przyniosło zielone gujawy, a to wspomniany sędzia wyrwał sobie krzaczek z orzeszkami ziemnymi i dreptając wokół samochodu chrupie brutalnie orzeszki swoimi przetlałymi zębami.
… i
… dalej …
czekamy …
Zanim w ogóle ekipa promu ruszyła, to stwierdzili, że nawet małym palcem u nogi nie ruszą jeśli nie dostaną 40 litrów ropy żeby po mnie przypłynąć … i tak siedzę sobie teraz w samochodzie i zastanawiam się jeszcze że pewnie tylko ja zapłacę za przeprawę … od sędziego nie wezmą, od prefekta pewnie też … a ode mnie nawet okiem nie mrugną, kiedy mnie bedą kasować za podwózkę na moim paliwie …
Robi się coraz ciemniej … z prawej dobiega do mnie jakiś progresywny lokalny dance… przerywany głosem lektora radiowego, który coś tam szczebiota w niezrozumiałym dla mnie języku i ciągle tylko nie wiedzieć czemu podaje numery telefonu … po co? na co? dlaczego? Nie wiadomo …
Bardzo ale to bardzo daleko słychać turkot silnika promu… już od jakichś kilku godzin … wydaje mi się i to pewnie z dużą dozą prawdopodobieństwa, że chyba wybrali przewóz bydła zamiast przewiezienia ludzi … takie tutaj priorytety niestety …
Wszędzie już zaczyna robić się ciemno, a ja nawet nie ruszyłem metr do przodu …
Dzień dobry, a w zasadzie to już dobranoc Bousso…