Być może wielu z Was powie co ja takiego opowiadam? Przecież Adwent to czas czekania na przyjście Zbawiciela … ale jednak tutaj w Bousso chyba prędzej przyjdzie Chrystus Paruzyjny niż uda się przeprawić przez rzekę. Zobaczcie poniżej jak to wygląda u mnie w praktyce.

Podjeżdżam pewnego dnia pod miejsce gdzie jest prom, żeby przeprawić się przez rzekę i odprawić mszę w wiosce po drugiej stronie. Stwierdziłem, że nie ma sensu przyjeżdżać przed godziną 8:00 bo i tak nikogo nie będzie, mimo że mają pracować od 7:00.

Zajeżdżam … nikogo nie ma… jestem pierwszy… pusto strasznie… ani żywej duszy… pomyślałem poczekam…

poczekam…

czekam…

czekam…

8:29 – ktoś jedzie na motorku, ale to tylko ten co zbiera opłaty … dalej czekam…

8:37 – dobra dzwonię… dzwonię do Urbaina (jeden z operatorów promu)… nic… zero odpowiedzi… więc dalej czekam… otworzyłem drzwi auta, żeby jakieś powietrze weszło do środka bo zaczyna się robić już gorąco i duszno.

8:39 – przywitałem się z jednym z ekipy pracującej na promie

– Jak tam u ciebie? – zapytałem
– Dobrze – odpowiedział beznamiętnie
– Zdrowie?
– Dobrze.
– Rodzina?
– Dobrze.
– Dużo pracy?
– Jesteśmy zawaleni robotą.
– ??? – to wprawiło mnie w niemałą konsternację… no żesz… siedzę i czekam ponad pół godziny, a tu żywej duszy nie ma i nic nie robią… ale zawaleni robotą po same uszy…
– Urbain gdzie?
– Jeszcze nie przyjechał.
– To widzę – powiedziałem to z już wyraźną irytacją – ok … zadzwonię jeszcze raz.

8:42 Dzwonię jeszcze raz do Urbaina… po wielu wielu sygnałach odbiera tak zaskoczony, że słychać to w jego głosie.

– Urbain???
– Tak.
– Jak się masz?
– Dobrze.
– Zdrowie?
– Dobrze.
– Rodzina?
– Dobrze.
– No to jak tam? Kiedy przyjedziesz pracować, bo czekam tu przed promem.
– Ale jestem w polu…
– Jak to w polu?
– Pracuję.
– Aha… A kto dzisiaj pracuje bo Mahmat (ten od zbierania opłat za przejazd) mówił, że dzisiaj ty?
– Dzisiaj kolejka Moussy (to drugi operator promu).
– k@%#@ … ok… to miłej pracy. Cześć. Powodzenia.

8:48 Dzwonię do Moussy… słychać przedłużający się sygnał dzwonka …

– Moussa???
– Tak.
– Ksiądz Piotr z tej strony. Jak tam?
– Dobrze.
– Zdrowie?
– Dobrze.
– Rodzina?
– Dobrze.
– Gdzieś ty jest??? Ja stoję przed promem już ponad godzinę. Pracujesz dzisiaj?
– ble… ble… ble… kszszszszsz…
– ??? – Jeszcze raz… możesz powtórzyć bo nic nie zrozumiałem?
– Mówiłem że właśnie płynę.
– Jak to płyniesz??? k@%#@
– No płynę pirogą. Będę za 10 minut.
– Ok… czekam – ciśnienie już mam rzędu 300/200…

9:18 Przychodzi Moussa. Idzie ospale do ich biura. Jeśli można tę budę tak nazwać … Idzie ospale do barki … przerzuca łopatą gówno z desek …  czyści trochę … otwiera klapy silnika … patrzy … rozmyśla chwilę … i znowu gdzieś idzie … zrobił kółko … omiata silnik … coś tam sprawdza … schodzi z promu i idzie w moją stronę …

– Cześć.
– Cześć.
– Jak się masz?
– Dobrze.
– Zdrowie?
– Dobrze.
– Rodzina?
– Dobrze.
– Dużo pracy macie? – zapytałem już z pewnym przekąsem
– Baaaaardzo dużo… zawaleni robotą jesteśmy.
– ??? – k@%#@
– Muszę dokupić oleju do silnika bo nie ma. Wczoraj zeżarło jak przeprawialiśmy się przez rzekę… – powiedział Moussa i poszedł

Wsiadł na motorek i pojechał po olej. Po jakichś 15-20 minutach wraca … idzie powolnym posuwistym krokiem do promu … coś czyści … idzie do silnika … uzupełnia olej … sprawdza jego poziom … zamyka klapy … w końcu uruchamia silnik …

10:00 – około … kilka minut przed czy kilkanaście po to już sam nie wiem bo nie patrzę nawet na zegarek z tego ciśnienia.

Dobra ruszamy w końcu. Wjechałem na dziurawą jak ser szwajcarski barkę. Już cała ekipa w liczbie 3 osób jest.

Czas płacić…

– 6.000 FCFA – powiedział Mahmat
– Kurde. Dalibyście coś mniej. Nie ma dalekiej już tej przeprawy jak poziom wody opadł. Spóźniliście się w trzy dupy dużo. Czekałem na was tutaj ponad 2 godziny.
– 6.000 franków – powiedział Mahmat i potraktował chyba moje słowa jako żart. Myślał, że sobie jaja robię a nie mówię poważnie.

Otwiera kajecik z blankietami biletów po 3.000 franków… pisze … pisze … coś mu to słabo idzie bardzo … wypisał jeden bilecik … przekłada ten jeden wypisany bilecik, żeby wypisać drugi, a tu niespodzianka … Kajecik się skończył … blankietów zabrakło … To mówię mu:

– Widzisz!!! Bóg sam nie chce żebym płacił więcej za ten przejazd. To jest wyraźny znak od Pana Boga, żebym zapłacił tylko 3.000 FCFA.

Mimo jowialnej atmosfery i żartów nic z tego nie wyszło. Mahmat poszedł szukać drugiego kajecika z blankietami biletów. Znalazł. Wypisał … i musiałem zapłacić.

Taka prosta rzecz jak przeprawa, a tak skomplikowana. Spóźniłem się na mszę na wiosce jakieś 4 godziny. Tym razem to czarni parafianie musieli na mnie czekać a nie ja na nich…