Jakoś tak niecodziennie ale zacznę od wytłumaczenia się… W całym wpisie nie chodzi mi ani o jakieś narzekanie, czy skarżenie się czy też broń Boże o ocenianie ludzi… Nie jestem dusigroszem, który liczy każdy pieniążek, kiedy budzi się z samego ranka, jak Harpagon grany przez Louis de Funes w komedii Skąpiec Ot po prostu, najzwyczajniej w świecie, chciałbym się podzielić maleńką historią, która mnie rozbawiła lekko, a która mi się przydarzyła ostatniej niedzieli.
Żeby nie zdradzić wszystkiego od razu zacznijmy od początku W niedzielę pierwszy raz wybrałem się do wspólnoty Jardin “za rzeką”… Powstała ona tak naprawdę w wyniku chyba jakichś niesnasek z muzułmanami, w wyniku których niektórzy chrześcijanie musieli odejść z Bousso i szukać miejsca i ziemi dla siebie gdzie indziej… Początkowo było to kilka osób, ale jak to bywa zawsze i wszędzie w takich przypadkach (w Europie także) z kilku osób zrobiło się kilkaset… Bo akurat brat stwierdził, że może przecież zamieszkać obok brata, a to znowu siostra… a jak siostra to przecież nie sama, ale i jej rodzina. A rodzina to nie tylko rodzeństwo, dzieci czy rodzice, ale i kuzyni bliżsi, dalsi, ze strony ojca czy matki, pociotki czy kto tam jeszcze… nie ma szans i tak tego spamiętać
… Podsumowując tak właśnie zrobiło się z tego kilkaset osób.
Z samego rana więc zapakowałem plecak, potem motorkiem po piasku dotarłem do rzeki, następnie łódką napędzaną kijem przeprawiłem się na drugą stronę. Na brzegu jakoś nikt nie czekał, ale znalazł się ktoś kto mnie zaprowadził do wioski… więc “z buta” do katechisty i jestem na miejscu … A tu okazuje się że jeszcze nie… wsiadamy więc znowu na motorek i jedziemy do kaplicy…
Tam spowiedź w polu pełnym zboża, przerywana tym, że ktoś z wiernych czekających na mszę, co jakiś czas idzie za potrzebą w krzaki, a dokładniej w zboże… no i w końcu msza… Na zakończenie parafianie chcieli się postawić i zrobili specjalnie dla mnie procesję z darami i zrzutę na “rozruch” dla nowego księdza
na dobry start na parafii… wyszło tego całe 11,50 zł na nasze polskie pieniądze, więc mimo że ceny wszystkiego w Czadzie są dwukrotnie wyższe niż w Polsce, postanowiłem zaszaleć i pojechać do stolicy
a jak… jak szaleć to z rozmachem… Co prawda tyle gotówki wystarczy mi na zakup przy dobrych wiatrach 1,5 l Coca Coli, no ale na chipsy już niestety nie … Nie ma co narzekać … Jest Cola jest impreza
Minęło kilka dni… piszę ten artykuł, powoli wracam do siebie, bąbelki Coca Coli nie uderzyły mi do głowy, “rozruch” który zafundowali mi parafianie był pozytywny, a pobyt w stolicy owocny, a to wszystko za 11,50 zł…
PS. Dobrze że się załapałem na darmowy przejazd do stolicy ze znajomym misjonarzem, bo byłoby krucho z finansami ;)))) Nie wspomniałem, że dostałem również cztery kury… więc kontynuacja imprezy w Bousso co prawda kury wystąpią w niej w troszkę innej roli
Wpis Komentarze
MarDeAmor
Opublikowany: Paź 30, 2015 - 00:00Strasznie ładnie piszesz . Zawsze powtarzam wszystkim: czytajcie książki. bo wzbogacają słownictwo.

To własnie jeden z wielu powodów, dlaczego śpię z latarką i książką w nocy
Uściski.
Piotr Skraba
Opublikowany: Lis 1, 2015 - 19:01Zawsze lepiej normalnie przy lampce i z książką na biurku ;)))) aj brakuje mi tu trochę polskich książek i zapachu normalnego papieru ;)))
MarDeAmor
Opublikowany: Lis 2, 2015 - 11:29Jak włączałam lampkę to Beata krzykała, że ją budzę (Nie dajesz ludziom spać, Wyłącz to światło, Nie masz dnia ). Dlatego latarka była jedną z najlepszych alternatyw, bo świeciła typowo w książkę
Piotr Skraba
Opublikowany: Lis 2, 2015 - 21:35Hehe
Marysia
Opublikowany: Lis 4, 2015 - 13:07Piotrus nie trzeba CZadu ani Afryki gdyz ja jestem tak zacofana ze dopiero dzisiaj odkrylam Twoj blog.za pomocą mojej Beaty .korzystalam tylko z fb. Od dzis juz jestem z Tobą .Co mam Ci powiedziec …ze mam coś z Twojej mamy poprostu się Martwię o Ciebie..podziwiam,i poprostu brak mi slów .Pamiętaj jestesmy z Toba ..cala rodzina ..TRZYMAJ SIE ..Z BOGIEM .
Piotr Skraba
Opublikowany: Lis 7, 2015 - 10:37:*